sobota, 2 listopada 2013

One Part: Leonetta "Miłość często bywa bolesna - Wychodzi na to, że lubimy cierpieć"



       Życie nastolatki to pasmo ciągłych zawodów miłosnych, upokorzeń i wielu prób, które postanowią o jej dalszym życiu. Moje życie to udręki. Nigdy nie zaznałam prawdziwej miłości, przyjaźni. Marzę, aby w końcu wszystko się poukładało, lecz nieraz sama komplikuje sobie życie. Miałam wiele szans, aby stworzyć piękny, szczęśliwy związek, ale nie byłam na to gotowa… albo może po prostu nie chciałam być gotowa. Moja historia jest bardzo zagmatwana, lecz w końcu daje ona do zrozumienia, że prawdziwa miłość przezwycięży wszelkie trudności.

       Dziś są moje siedemnaste urodziny. Nie jestem zbyt szczęśliwa z tego powodu. Bo jak człowiek ma być szczęśliwy kiedy w tak ważny dzień zostaje sam? Tata jak zwykle w rozjazdach, a jego narzeczona ma mi zorganizować przyjęcie, ale zupełnie nie mam na to ochoty. Mimo iż bardzo lubię Jade, nie podobają mi się takie denne, gburowate przyjęcia, które ona po prostu uwielbia. Marzę o normalnej imprezie, na której będzie pizza, cola i mnóstwo słodyczy, nie zapominając o przyjaciołach, których nie mam. Ledwo tydzień temu przyjechaliśmy do Buenos Aires. Teraz zajmuję się poszukiwaniami szkoły, w której będzie mi najlepiej, z pomocą mojej kochanej cioci Angeles. To cud, że tata pozwolił mi chodzić do szkoły, bo dotychczas uczyły mnie guwernantki.
       Postanowiłam wybrać się na spacer. Ostatni raz byłam tutaj jak miałam 5 lat, więc pozostało mi pozwiedzać stare kąty. Byłam mała, kiedy mama zginęła, ale chodząc po mieście wszystkie wspomnienia wróciły, a w mojej głowie znowu pojawiły się pytania „Co by było gdyby…?” Spuściłam głowę, po moim policzku spłynęło kilka, słonych łez. Nagle wpadłam na pewnego chłopaka. Zderzenie z przystojnym szatynem, przywróciło mnie do rzeczywistości. Zaczęłam go przepraszać. Nie chciałam podnosić głowy, bo nie lubię kiedy ktoś zaczyna się mnie wypytywać, dlaczego płakałam. Poczułam dłoń na mojej brodzie, która podnosiła mi głowę do góry. Szybko wytarłam łzy i spojrzałam w piękne, piwne oczy chłopaka. Nasze spojrzenia się zetknęły i te oczy… jakbym już je gdzieś widziała. W moim brzuchu zaczęły latać kolorowe motylki. Ten błysk w oku, te iskierki… Przypominały mi chłopca, z którym przyjaźniłam się jako mała dziewczynka. Gdy moja mama zmarła, wyjechałam z ojcem do Madrytu i już nigdy nie spotkałam…
- Ej, co się dzieje? Wszystko dobrze? – zapytał, jakby się martwił
- Tak… Tak, wszystko okey. – niechętnie odpowiedziałam i pociągnęłam nosem
- Na imię mi León, a ty jak się nazywasz?
I już nigdy nie spotkałam LEÓNA! To niemożliwe!
- Ja… Ja jestem Violetta… - powiedziałam z trochę większym entuzjazmem – Czy ty jesteś tym Leónem, o którym ja myślę…?
       Chłopak tylko uśmiechnął się i złapał moją rękę. Szliśmy kilka minut, nie wiedziałam gdzie León mnie prowadzi. Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Nie wierzę, że mnie pamiętał. Tyle lat… Znaleźliśmy się w pięknym parku. Duże drzewa o ślicznych, fioletowych liściach, ogradzały dróżkę, którą szliśmy. Pamiętałam ten park. Kiedy byliśmy mali, przychodziłam z Leónem tutaj. Mieliśmy swoją kryjówkę, nad brzegiem jeziora. Wisiała tam nasza huśtawka, na której często siedzieliśmy. Nawet jako pięciolatek León potrafił wesprzeć mnie, kiedy tego potrzebowałam.
- Zamknij oczy, a ja zaprowadzę Cię w pewne cudowne miejsce. – szepnął mi do uszka – Zaufaj mi.
Zamknęłam posłusznie oczy i trzymałam mocno chłopaka za rękę. Przeszliśmy kawałek drogi, przy czym parę razy potknęłam się i o mało co nie przewróciłam.
- Możesz już otworzyć oczy! – krzyknął uradowany León
Ujrzałam to piękne miejsce, które powoli zanikało w mojej pamięci. Podeszłam do huśtawki i spojrzałam na napis, który tam widniał.

***
- Teraz ty szukasz! – krzyknął chłopiec, szturchając pięciolatkę w ramię
- Ej! – popchnęła go dziewczynka, śmiejąc się – Tylko nie chowaj się daleko . – zagroziła młoda, przykrywając oczy dłońmi
Chłopczyk pobiegł w stronę jeziora, nad które rodzice surowo zabraniali im chodzić. Zobaczył kryjówkę, którą razem z Violettą sami zrobili przy kilku osadzonych obok siebie drzewach.  Pomyślał, że w tym miejscu dziewczynka go nie znajdzie. Ukrył się za drzewem i czekał.
- …9!…10! Szukam! – krzyknęła mała, dokładnie rozglądając się dokoła w poszukiwaniu chłopca. Już podchodziła do drzewa, ale potknęła się o jeden głupi kamień, który spowodował, że dziewczynka przewróciła się. – Ała!
León szybko przybiegł do Violi. Pomógł jej wstać. Dziewczynkę bardzo bolała noga i nie mogła ona stanąć na kończynie.
- Bardzo boli? – zapytał, posyłając dziewczynce uroczy uśmiech świadczący o przejęciu się jej sytuacją. Violetta kiwnęła głową i spuściła ją. Chłopiec zauważył, że po twarzy dziewczynki, zaczęły spływać łzy. Podniósł twarz Violetty, spoglądając w jej przepiękne, czekoladowe oczęta i zrobił coś czego oboje by się nie spodziewali… Swoimi małymi usteczkami musnął delikatnie wargi dziewczynki. – Już lepiej?
- Tak! – powiedziała Violetta, przytulając Leóna – Ja myślałam, że tak mogą tylko dorośli.
 Chłopczyk szeroko się uśmiechnął i zaprowadził dziewczynkę do „kryjówki”. Posadził ją na huśtawce zrobionej z kilku sznurków i dużej, dębowej deski.
- Wiesz, że teraz musimy być razem? – pisnęła radosna pięciolatka, zapominając o bolącej kończynie
- My już jesteśmy razem… I będziemy razem na zawsze – jak na zaledwie sześciolatka, León mówił bardzo mądrze. Od kiedy poznał Violettę, poczuł, że jest ona bardzo dobrą dziewczynką, wartą jego uwagi. Violetta szeroko uśmiechnięta uścisnęła dłoń chłopca.
Po chwili León zszedł z huśtawki i zabrał z ziemi niewielki, ostro zakończony kamyk. Z powrotem podszedł do bujaczki i wyrył na niej dużymi literami napis „L + V = ” . Napis ten można było zauważyć z kilku metrów, był bardzo wyraźny i upamiętniał bardzo ważną dla nich chwilę. León i Violetta znowu siedzieli razem na ‘desce’ wtuleni w siebie. W końcu zaczęło się ściemniać i zmuszeni byli wracać do domów. Z bólem serca, para rozstała się pod domem dziewczynki. Chłopiec na pożegnanie pocałował Violę w policzek i odszedł w stronę swojego domu.
***

- „L+V” – szepnęłam przejeżdżając dłonią po inicjałach – Jednak mnie pamiętasz! I to bardzo dobrze!
- Jak mógłbym zapomnieć o mojej pierwszej miłości.
- Naprawdę byłam twoją pierwszą miłością? – zapytałam siadając na bujaczce
- Nie wiem, czy mogę tak powiedzieć o uczuciu pięciolatka, ale teraz… teraz wiem, że byłem zakochany. – usiadł obok mnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu
- A teraz…?
- Chyba nadal jestem, ale mam dziewczynę…
       Kiedy usłyszałam słowa „mam dziewczynę” coś jakby we mnie pękło. Łza smutku popłynęła po moim policzku, prosto na niebieską koszulę Leóna. Nie miałam pojęcia, że aż tak mi na nim zależy… Ale skoro jest we mnie zakochany, to dlaczego jest z tamtą dziewczyną? Co ja mówię, przecież „zakochał się” we mnie jak miał 5 lat. Nie widzieliśmy się bardzo długo, zapomnieliśmy, że kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. León zdążył odnaleźć szczęście u boku innej dziewczyny… A ja? Ja jestem jego dawną przyjaciółką. Nic dla niego nie znaczę.
       Przytulił mnie mocniej. Kolejne łzy wypłynęły z moich oczu. Wiedziałam, że nie będziemy parą, ale czuję się przy nim bezpieczna. W końcu chyba od tego mamy przyjaciół, aby nas chronili. Podniosłam głowę i przetarłam oczy, rozmazując sobie przy tym makijaż.
- Ja… przepraszam. Pobrudziłam ci koszulę.
- Nic się nie stało, ale nie płacz, bo to mnie smuci. – powiedział podając mi chusteczkę – Chodź. Mam dla ciebie prezent!
Zeszłam z huśtawki i poszłam za Leónem. Kilka metrów od naszej kryjówki, ujrzałam rozłożony na trawie duży koc, a na nim kosz z różnorodnymi smakołykami i gitarę. Byłam zaskoczona.
- Kiedy to przygotowałeś?
- Dowiedziałem się, że przyjechałaś tydzień temu, a dzisiaj są twoje urodziny, więc pomyślałam, że zrobię ci taką niespodziankę…
- Kochany jesteś! – przytuliłam się do chłopaka, ale wiedziałam, że nie mogę darzyć go tym wyjątkowym uczuciem, które nazywamy miłością
      Usiedliśmy na kocu, a ja zaczęłam konsumować czekoladę, którą spostrzegłam na wierzchu koszyka. León chwycił gitarę i zaczął śpiewać. Tak się złożyło, że w torebce miałam nuty do piosenki, którą niedawno napisałam. Nazywa się En Mi Mundo. Pokazałam Leónowi kartkę z nutami i słowami utworu. Zaczął grać i śpiewać, a ja po chwili dołączyłam do niego. Świetnie się przy tym bawiliśmy.
- Piękna piosenka! – nie ma to jak otrzymać pochwałę i zamienić się w czerwonego buraczka – Sama ją napisałaś?
- Tak jakoś wyszło.
       Mimo iż León nie widział się ze mną przez 12 lat, dobrze wiedział jakie rzeczy lubię. Wszystko co znajdowało się w koszyku, było moimi ulubionymi smakołykami. Oprócz jednego… Truskawek, na które jestem uczulona. Kiedyś zjadłam jedną przez przypadek i dostałam potwornego ataku. Leżałam w szpitalu przez tydzień... Wracając do Leóna. Za każdym razem, gdy spojrzałam na jego rozpromienione oczy, czułam niemiłe kłucie w sercu. Chłopak zauważył, że moja twarz posmutniała, więc postanowił… rzucić we mnie mandarynką. I tak zaczęła się nasza bitwa na owoce. Już chciałam rzucić w niego ananasem, kiedy potknęłam się i wpadłam wprost na niego. Nasze twarzy były bardzo blisko siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i jakby to powiedzieć… jego usta znalazły się na moich. Było to tylko delikatne muśnięcie warg i trwało zaledwie kilka sekund, ale… to wystarczyło, abym zdążyła się zakochać. Wiedziałam, że to uczucie nie ma przyszłości, lecz co ja mogę na to poradzić, kiedy rozsądek mówi jedno, a serce, drugie. Znowu spojrzeliśmy sobie w oczęta, odsunęłam się od Leóna, a moja twarz oblała się delikatnym rumieńcem. Nadal na nim leżałam i mogłabym spędzić w takim położeniu resztę życia. Ale tą wspaniałą chwilę przerwał głos wysokiej, atrakcyjnej blondynki, która szybkim krokiem zbliżała się w naszym kierunku.
- León! Kochanie! – pisnęła blondynka – Nie odbierałeś telefonu. Martwiłam się.
- Eee… Ludmiła, co tutaj robisz? – zapytał zakłopotany chłopak
- No szukałam Cię. A powiesz mi kim jest ta dziewczyna? – mruknęła wskazując palcem na mnie
- To jest moja przyjaciółka… - zaczął tłumaczyć – Przyjechała niedawno do Buenos Aires i chcieliśmy trochę powspominać.
- Jestem Ludmiła. – powiedziała uśmiechnięta dziewczyna podając mi rękę – A ty?
- Violetta… – uścisnęłam jej dłoń. Z pozoru miła dziewczyna, nie taka jak się spodziewałam. Widząc jej sposób poruszania się i ogólnie wygląd, wydawało mi się, że jest raczej arogancka i wredna, ale pomyliłam się…
       Kiedy spojrzałam, jak ona go przytula, jak całuje w policzek… miałam ochotę rozpłakać się i po prostu utopić w jeziorze. Była taka radosna… szczęśliwa, a on patrzył na nią jak na królową. Najpiękniejszą, najlepszą pod słońcem królową.  Ja stałam jak słup, wpatrując się z zeszklonymi oczami w tą parę, która najwyraźniej byłą w sobie zakochana po uszy. Tak bardzo zapragnęłam być na miejscu Ludmiły, poczuć bijące od niego ciepło, spojrzeć w jego piękne oczy i utonąć w nich. Uczucie, którym darzyłam Leóna, zagłuszało cichy głosik w mojej głowie, który mówił mi, że nie powinnam się w nim zakochiwać.
- Ja już pójdę… - ujęłam smutno i zabrałam torebkę leżącą na kocu – Nie chce Wam przeszkadzać.
- Nie, poczekaj! Odprowadzę Cię. – przeprosił Ludmiłę i podszedł do mnie, uśmiechając się i ukazując przy tym swoje śliczne, śnieżnobiałe ząbki
       Wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Zostały tylko trzy godziny do przyjęcia, gdyby nie było urządzone z okazji moich urodzin, wcale bym na nie, nie poszła. Najchętniej to poszłabym teraz do swojego pokoju i płakałabym w poduszkę. Chciałam, aby ten dzień się już skończył.
- León…?
- Tak, Violu?
- Przyjdziesz na to przyjęcie, które organizuje narzeczona taty dla mnie?
- Jeśli chcesz, to z przyjemnością wpadnę.
Od razu pojawił się uśmiech na mojej twarzy, bo nie będę tam sama siedziała. Na przyjęciu pojawią się same osoby w wieku Jade i taty. A gdzie w tym wszystkim towarzystwo dla mnie?
       Po krótkiej wędrówce doszliśmy do mojego domu. Musieliśmy się już żegnać, bo zmuszona byłam przygotować się na to cholerne przyjęcie. Nie chciałam puszczać jego ręki i wydawało mi się, że on też tego nie chciał. Kiedy w końcu nasze dłonie rozłączyły się, pocałowałam delikatnie Leóna w policzek i zwróciłam się w stronę drzwi. Zrobiłam dwa kroki i jeszcze na chwilę odwróciłam się, aby spojrzeć na szatyna. Zauważyłam, że przez chwilę León trzymał dłoń na miejscu, którego przed chwilą dotknęły moje usta. Wywołało to uśmiech na mojej twarzy.
       Weszłam do domu, gdzie trwały przygotowania do „imprezy”. Wszędzie były białe kwiaty, dosłownie wszędzie. Poszłam do pokoju, aby nie przeszkadzać Jade i Oldze. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się piękny widok. Śliczna jasno-złota sukienka leżała na łóżku, a wokół niej był ogrom kolorowych kwiatów. Delikatnie uniosłam suknię i szybko się w nią ubrałam. Przeglądając się w lustrze, nadal nie mogłam wyjść z podziwu, jak podobna byłam do mamy w tej kreacji. Nawet nie zauważyłam, kiedy do mojego pokoju wszedł León.
- Pięknie wyglądasz. – powiedział chwytając mnie w talii
-Nie… Nie powinieneś mnie tak trzymać. – zabrałam jego ręce z mojego tułowia – Nie jestem twoją dziewczyną…
Spuściłam głowę i po raz kolejny w dniu dzisiejszym po moim policzku spłynęły łzy. Otarł je szybko i pocałował mnie w czoło.
- Kocham Cię. – przez chwilę nie wierzyłam w to co usłyszałam – Kocham Cię i nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie.
- A Ludmiła?
- Ludmiła to przeszłość. Oszukiwałem siebie, że się w niej zakochałem. Tak naprawdę zawsze byłaś dla mnie kimś więcej niż koleżanką z piaskownicy… Byłaś dla mnie jak siostra, a teraz możesz być moją dziewczyną…
- León… Ja nie mogę... Na pewno nie teraz… - nie rozumiałam, dlaczego to powiedziałam – Nie chcę rozbijać twojego związku, tylko dlatego, że się tobą zauroczyłam… Przepraszam, ale nie mogę…
- Mój związek z Ludmiłą to fikcja. Między nami nigdy nie było prawdziwego uczucia… - mówił to szczerze, lecz to naprawdę bolało, że musiałam mu odmówić – To w tobie się zakochałem!
Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Bardzo chciałam, ale nie mogłam się zgodzić na związek z Leónem. To byłoby zbyt bolesne dla Ludmiły, która chyba naprawdę była w nim zakochana. Podeszłam do okna i przetarłam oczy, próbując zrobić to jak najdelikatniej, aby nie rozmazać makijażu.
       Po chwili ciszy, która panowała między mną i szatynem, do pokoju weszła Jade prosząc już mnie o zejście na dół. Wyszłam z pokoju. León złapał mnie pod rękę i razem powędrowaliśmy w stronę schodów. Widziałam te wszystkie twarze, które pożerają mnie wzrokiem, ale mimo to nadal szłam z uśmiechem na ustach. Moje serce ani trochę nie pałało radością, wręcz przeciwnie. Cicho łkało i cierpiało. Nie okazywałam tego, lecz naprawdę miałam ochotę zamknąć się w pokoju i już nigdy stamtąd nie wychodzić.
       Zaczęła grać muzyka. Z racji tego, że nie było mojego taty, z którym miałam zatańczyć pierwszy taniec, do owego tańca poprosił mnie León. Świetnie nam szło, mimo iż nigdy nie tańczyłam z chłopakiem i bardzo się stresowałam. Czułam się jak w najpiękniejszym śnie. Była to jedna z nielicznych chwil, którą chciałabym zachować w sercu na zawsze. Patrzyłam w śliczne oczka szatyna, które wpatrywały się we mnie jak w najdroższy skarb. Kiedy skończyliśmy tańczyć, nie wytrzymałam i wybiegłam z salonu, roniąc przy tym mnóstwo łez. León wybiegł za mną i złapał mnie za rękę. Chwycił moją twarz w dłonie, popatrzył głęboko w oczy i pocałował mnie namiętnie, a zarazem najdelikatniej jak tylko można. Chciałam całować go dalej, lecz głos rozsądku mówił mi, że źle robię. Odepchnęłam go od siebie i znowu zaczęłam płakać. Oczami wypełniony po brzegi łzami spojrzałam na chłopaka, przyodzianego w czarny garnitur, białą, elegancką koszulę i luźno zawiązany krawat. Chciałabym go przytulić, chciałabym go pocałować… lecz nie mogłam. To wszystko było bardzo skomplikowane. Dopiero kilka godzin temu spotkaliśmy się pierwszy raz od wielu lat, a między nami zdążyło się narodzić wyjątkowe uczucie, które dla nas było zbyt bolesne… zwłaszcza dla mnie. W tamtym momencie León przysunął się bliżej mnie i obdarował delikatnym buziakiem w policzek, który oznaczał „Nie będę naciskał, nie będę zmuszał, lecz będę niecierpliwie oczekiwał twojej odpowiedzi… twierdzącej odpowiedzi „. Po chwili chłopak odszedł. Dopiero wtedy zrozumiałam co tak naprawdę zrobiłam. Złamałam sobie i Leónowi serce. Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby moje uczucia okazywały prawdziwą miłość, ale nie byłam jeszcze na tyle dojrzała, aby zrozumieć co podpowiada mi serce, ponieważ głos rozsądku wydawał mi się jasny i prosty: Nie możecie być razem!
       Poszłam z powrotem do salonu. Wszyscy oczekiwali na mnie, żeby zaśpiewać „Sto Lat”. Olga przyniosła tort. Był on czekoladowy, mój ulubiony, a na nim 17 świeczek.
- No kwiatuszku, zdmuchnij świeczki. – powiedziała Olga gładząc mnie po włosach – Ale najpierw pomyśl życzenie.
Życzenie… Musiałam chwilę się zastanowić. W końcu pomyślałam. Chcę być szczęśliwa i mieć przy sobie… Leóna! Wiem, że to życzenie mogło spełnić się kilkanaście minut wcześniej, ale ja nie mogę… nie chcę ranić ludzi. Zdmuchnęłam świeczki, tylko jedna, jedyna nadal się paliła, ale niedługo. Zgasiła ją łza, która wypłynęła z moich zmęczonych oczu. Na szczęście nikt tego nie zauważył.

       Gdy wreszcie skończyło się to denne przyjęcie, popędziłam do pokoju. Usiadłam przy biurku i schowałam twarz w dłoniach. Łzy znowu zaczęły spływać strumieniami po moich policzkach. Chciałam wziąć pamiętnik, kiedy zauważyłam na nim małą, fioletową karteczkę. Był na niej zapisany numer telefonu z dopiskiem:
Będę czekał, aż do mnie zadzwonisz
                                               Twój L. <3
 Wzięłam do ręki komórkę i wpisałam numer do kontaktów. Nawet nie zauważyłam, że zapisałam go jako: León <3. Kompletnie nie rozumiałam, dlaczego dopisałam tam to serduszko. Może to moja podświadomość mówiła mi, że to przeznaczenie. Jak liczba 69, którą coraz częściej widuje, chociaż tego nie rozumiem. Zmęczona tym wszystkim, padłam na łóżko. Trzymałam w dłoni iPhona i może nie całkiem przypadkiem kliknęłam na zieloną słuchawkę, kiedy miałam na wyświetlaczu numer Leóna. Dopiero po chwili, zorientowałam się, że jestem idiotką, ale było już za późno.
- Tak, słucham?
- León, to ja Violetta.
- Viola! Bałem się, że już nie zadzwonisz. – prawie krzyknął podekscytowany – Ale pozwól, że to ja najpierw ci coś powiem… Wiem, że mnie nie chcesz, lecz moje serce bardzo pragnie twojej bliskości i czułości. Moje usta pragną twoich ust. Moje życie traci sens, jak tylko tracę Cię z widoku. Ja po prostu Kocham Cię!
- Ja też Cię kocham… - odrzekłam załamującym się głosem
- To dlaczego nie chcesz ze mną być? – powiedział tak jakby płakał
- To nie o to chodzi… Ja bardzo chcę z tobą być… - zaczęłam cichutko łkać, aby nie poznał tego po mnie – Ale jeśli będziemy razem, bardzo zranimy Ludmiłę.
- Jeśli tak uważasz, ja to uszanuję… Ale pamiętaj, że ja będę na ciebie czekał, nawet jeśli będzie to bolesne… Zaczekam – rozłączył się
       Wtuliłam się w poduszkę i znowu płakałam. Niby dwa proste słowa, które łatwo wypowiedzieć, ale potrafią one zmienić życie. Nawet jeśli zostały wypowiedziane bezmyślnie, osoba, do której były one kierowane weźmie je sobie do serca. Czasami bywają bolesne, ale sprawiają, że człowiek czuję się ważny. Słysząc jak León powiedział „Kocham Cię” nie wiedziałam co myśleć. Może się zakochałam, ale nie byłam tego pewna. Właśnie dlatego nie chciałam mu nic odpowiedzieć, aby go nie zranić, no i Ludmiły… Chciałabym, aby to wszystko było proste… Niestety, to nie film. W prawdziwym życiu nie ma, że spotykają się chłopak i dziewczyna, zakochują się w sobie i są razem. Rzeczywistość jest o wiele gorsza. Wszystko się komplikuje. Wykończona tym wszystkim, po kilkunastu minutach nieustającego płaczu, w końcu zasnęłam.

***
Weszłam do Studia. Rozejrzałam się dokoła. Byłam sama. Na zewnątrz i w środku budynku panowała pustka. Chodziłam samotnie szukając jakiejkolwiek osoby. Nagle usłyszałam melodię. Była to najpiękniejsza melodia, którą kiedykolwiek usłyszałam. Starałam się odszukać źródła, z którego płynie ta wyjątkowa muzyka.  Weszłam do jednej z sal. Przy keyboardzie stał… León. Nie zauważył mnie. Dopiero kiedy podeszłam do niego i pogładziłam jego dłoń, popatrzył na mnie wzrokiem pełnym bólu. Poczułam jakby ktoś przebił moje serce włócznią. Odeszłam na bok opierając się o ścianę. Powoli osunęłam się na ziemię, zwinęłam w kłębek i ukryłam twarz między kolanami. Po chwili León znowu zaczął grać tą niesamowitą melodię i z oczami wypełnionymi łzami śpiewał.

Pero hay cosas que si sé,
Ven aquí y te mostraré.
En tu ojos puedo ver.
Lo puedes lograr, prueba imaginar.
Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee eê
Podemos volar, sin tener alas.
Ser la letra en mi canción,
Y tallarme en tu voz.

Dołączyłam do niego w śpiewie. Słowa piosenki przyszły do mojej głowy znikąd. Po prostu wydobywały się z moich ust. Gdy skończyliśmy, nasze twarzy były mokre od łez. Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Podeszłam bliżej niego i spojrzałam mu w oczy, szepcąc cichym, załamującym się głosem „Kocham Cię!”
***

       Nagle obudziłam się. Kąciki moich ust uniosły się lekko ku górze. Pośpiesznie wstałam z łóżka i chwyciłam zeszyt, aby zapisać słowa piosenki z mojego snu. Powoli wymazywały się z mojego umysłu, więc najszybciej jak tylko mogłam zapisałam je w notesie. Niestety melodia po prostu zniknęła…
Nie mogłam spać, usiłując przypomnieć sobie melodię tej pięknej piosenki, lecz na próżno… Spojrzałam na zegarek. Była 3:47. Wzięłam do ręki telefon. Nie zważając na późną porę, zadzwoniłam do Leóna. Usłyszałam trzy sygnały. Nikt nie odbierał. Czego ja mogłam się spodziewać, przecież była noc, a normalni ludzie o tej porze śpią. Kiedy już chciałam się rozłączyć, usłyszałam ten piękny, melodyjny głos, którego właścicielem był León.
- Violetta? Coś się stało? – zapytał lekko zaskoczony
- Nie wiem… Ja, ja po prostu… Potrzebuję Cię – zaczęłam płakać do telefonu
- Daj mi 10 minut. – powiedział szybko i rozłączył się
       Czekałam i czekałam… Nagle usłyszałam jakiś szelest za oknem. Wystraszyłam się i szybko wyskoczyłam z łóżka. Do mojego pokoju przez uchylone okno wtargnął León, ubrany jedynie w spodnie dresowe i koszulkę. Gdy już zeskoczył z parapetu, podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego ciepły tors. W tamtym momencie zrozumiałam, że nie potrafię już normalnie funkcjonować bez tego przyjemnego ciepła, które było dla mnie jak woda dla spragnionego, bez tych pięknych oczu, które były jak dwa małe światełka rozjaśniające moje życie i bez tego uśmiechu, który od pewnego czasu widywałam w mojej wyobraźni, nie wiedząc, że ich właścicielem była miłość mojego życia.
       Zaczęłam płakać, a on przytulił mnie mocniej. Podniosłam głowę z jego ramienia i popatrzyłam na jego twarz. Leciutko odsunęłam się i wspięłam na palcach, aby móc być bliżej jego ust. Poczułam jego zdyszany oddech na buzi. Nasze wargi dzieliły już tylko ułamki milimetrów. Po chwili nasze usta zetknęły się. Ledwo łapałam oddech, gdy odwzajemniałam jego czułe pocałunki. Każdy niósł ze sobą wiele czułości i wrażliwości, które były dla mnie jak coś czego brakowało w powietrzu, którym oddychałam. Kiedy oderwaliśmy się już od siebie, León był pewien, że jesteśmy razem i nie mylił się.
- Zostań ze mną… Proszę – poprosiłam błagalnym wzrokiem, na co otrzymałam odpowiedź w postaci pięknego uśmiechu
Położyłam się na łóżku, bo w końcu zachciało mi się spać. León przykrył mnie kołdrą i ruszył w stronę fotela. Ja natychmiast wstałam i podeszłam do ukochanego. Chwyciłam jego delikatną dłoń, zaprowadziłam do łóżka i nie zwracałam uwagi na jakiekolwiek sprzeciwy. León w końcu położył się, a ja obok niego. Wtuliłam się w jego miękkie ciało i momentalnie odpłynęłam.
       Rankiem zbudził mnie zimny powiew wiatru, który wdarł się do mojej sypialni poprzez otwarte okno. Czułam się bezpiecznie, budząc się w objęciach mojego chłopaka. Te dwa słowa wypowiedziane przez mnie, brzmią dość dziwnie. Ale w końcu to Mój Chłopak i wiem, że nic, ani nikt mi go już nie odbierze. 

                                                                                     
Długo nie pojawiło się nic nowego, ale teraz w ramach rekompensaty macie one parta. Jeśli coś jest nie tak, to wybaczcie mi, ponieważ nigdy wcześniej nie miałam okazji napisać jednorazówki. A jeżeli coś pod koniec wydaję się niejasne to załóżmy, że od snu Violetty, León już nie jest z Ludmiłą. To chyba na tyle z mojej strony ;) No i jeszcze buziaki dla Justyny, bo mnie już od pewnego czasu poganiała do opublikowania tego ;*
P.S Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale gdy najdzie mnie wena, to na pewno napiszę go :D   ~Aga

+ Trochę jakby się od tego uzależniłam ♥